Info
Blog prowadzi Karmelito z miasta Kraków. Przejechałem 5165.63 kilometrów Moja prędkość średnia wynosi 18.05 km/h Więcej o mnie.Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2014, Sierpień10 - 2
- 2014, Lipiec5 - 1
- 2014, Kwiecień4 - 4
- 2014, Marzec1 - 2
- 2013, Sierpień11 - 1
- 2013, Lipiec22 - 9
- DST 110.22km
- Teren 70.00km
- Czas 08:27
- VAVG 13.04km/h
- Temperatura 35.0°C
- Podjazdy 1725m
- Sprzęt Diplomat
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień 17 - "nigdy więcej nie jedziemy drogą bez asfaltu!" czyli hardcore w najlepszym wydaniu
Piątek, 26 lipca 2013 · dodano: 04.09.2013 | Komentarze 1
Rano znów zaznajemy gościnności bałkańskich mieszkańców. Na śniadanie wafelki, chipsy i herbata. Co prawda nie najadamy się tym zbytnio, ale liczą się chęci! Od samego rana jedziemy pod górę. Po kilku kilometrach dojeżdżamy do granicy albańskiej. Szybko i bezproblemowo ją przekraczamy i przed nami świetna asfaltowa droga. Chwilami na podjazdach nachylenie sięga 11 promili. Już w przedpołudniowym słońcu ciężko się jedzie. Wiemy, że przed Nami prawdopodobnie najtrudniejszy odcinek z całej wyprawy, a słońce nie będzie naszym sprzymierzeńcem. W Peshkopi zmieniamy euro na lokalne leki. Szukamy marketu, lecz takie wynalazki zachodu jeszcze tu nie dotarły. Wszędzie są tylko małe lokalne sklepiki. Czekając na Tomka, pilnując rowerów, zauważam po drugiej stronie ulicy rzeźnika zabijającego kozy... Nie jest to zbyt przyjemny widok... Po zakupach jedziemy więc dalej. Spotykamy starszego Francuza na rowerze, który jedzie również do Kukesu, lecz On wybiera łatwiejszą, asfaltową drogę. My żądni przygód szarpiemy się na żwir i kamienie. Ale zanim tam dojedziemy czeka Nas spory zjazd do rzeki, wzdłuż której będziemy jechać cały dzień. Zaraz przed mostem zauważamy w dole nad rzeką leżaki. Kąpielisko! Zważywszy na panujący upał, nie minęła setna sekundy, a już podjęliśmy decyzję o ochłodzeniu się w górskiej, rwącej rzece. Po półgodzinnej przerwie ruszamy dalej. Zaraz za mostem zaczyna sie zabawa... Po kilku kilometrach już mamy dość... A przed nami jeszcze prawie 70km... Jechać się nie da! Skutecznie powstrzymują Nas wystające z drogi kamienie. Prędkość na podjazdach nie przekracza 12km/h, a na zjazdach 16km/h. Koło można zniszczyć na takiej drodze. Za to jakie fenomenalne widoki. Coś cudownego, brak słów. Szmaragdowa rzeka wije się na dole między górami, a my wciąż podążamy zboczem. Na Nasze nieszczęście droga zjeżdża w pewnym momencie do poziomu rzeki. Znów musimy się wspinać żwirowymi serpentynami w górę... Ile można! Tomek łapie lekki kryzys. Powoli zaczyna się robić późno, a przed Nami nie wiadomo jak daleko do cywilizacji. Po 17 już nie zatrzymujemy się na odpoczynek, jedzenie ani zdjęcia tylko "pędzimy" przed siebie. Sił powoli brakuje, a rozbić się nie ma gdzie, tylko skały, droga i przepaść przed Nami. Chwilami przechodzą przez głowę myśli :"już nie mogę, rozkładamy się na środku drogi". Tym razem ja mam kryzys, gdy widzimy wijącą się drogę w oddali bez perspektyw na asfalt. W końcu po wielokrotnych zjazdach i podjazdach(padł rekord nachylenia na drodze żwirowej - 13 promili). Ale co to? Metalowe barierki na horyzoncie, to na pewno asfalt! Dostaliśmy nagle mocy w nogach. Tak! Tak! Tak! Uffff już naprawdę zwątpiłem w to, że dziś wyjedziemy z tej drogi. Czeka Nas jeszcze podjazd, ale na asfalcie już rower prawie sam podjeżdża :) W końcu zjazd do Kukesu. Robi się ciemno, pytamy o nocleg.Z początku idzie ciężko. Jeden kierowca zatrzymał się i pyta co się dzieje. Gdy dowiaduje się o Naszej potrzebie, dzwoni do kuzyna, który ma firmę w Kukesu. Okazuje się, że nie ma problemu, abyśmy rozbili się w jej pobliżu. Podążamy przez dobre kilka kilometrów za autem, już zupełnie po ciemku. Rozbijamy się, jemy zasłużony posiłek. Niestety nie mamy bieżącej wody, więc prowizorycznie myjemy się w niewielkiej ilości wody z butelki. Rower, sakwy, wszystko jest całe w pyle. Ale nie zwracamy na to uwagi. Wszystko czego teraz chcemy to sen.Od pewnego czasu namiot to już standard, gdzie te czasu spania na łóżku w Rumunii czy Serbii?© Karmelito
Poranne widoki straszą, gdzieś po tych górach będziemy hasać :D© Karmelito
W Albanii spędzimy najbliższe 2,5 dnia© Karmelito
Piękny asfalt do Peshkopi, ale podjazdów po 11 promili też nie brakuje© Karmelito
Czuć respekt... Potęgę© Karmelito
Rzeźnicy pracują nawet na ulicy w Peshkopi© Karmelito
Tyle się namęczyliśmy na podjazdach, żeby teraz zjeżdżać do doliny rzeki© Karmelito
Pyszny zapychacz żołądka :)© Karmelito
Gdzieś tamtymi zboczami będziemy jechać, zatrważająca myśl!© Karmelito
Przyjemny odpoczynek i kąpiel w górskiej rzece dodaje Nam sił© Karmelito
Pierwsze kilometry są ciężkie, ale to nic w porównaniu do tego co Nas czeka dalej© Karmelito
Skała, droga, przepaść - nie ma niczego wiecej© Karmelito
Tutaj coś takiego jak jazda po prostej drodze nie istnieje, droga cały czas wije się zboczem© Karmelito
Muzeum na kółkach :)© Karmelito
Szmaragdowy kolor rzeki cudownie współgra z resztą krajobrazu© Karmelito
Dla takich widoków warto jechać choćby na koniec świata© Karmelito
I jak tu jechać???© Karmelito
Rzeka przez stulecia mocno wcięła się wgłąb© Karmelito
Jesteśmy już dosyć wysoko© Karmelito
Stamtąd przyjechaliśmy© Karmelito
Podziwiam te osiołki! Nie wiadomo skąd nagle zszedł z gór, nigdzie nie ma drogi, nic innego tam się nie sprawdza tylko poczciwy osiołek© Karmelito
Czemu za jakie grzechy? Za rzeką znów przeprawa przez góry© Karmelito
Jak zwykle serpentyny żwirowe, milion kalorii spalonych i znów wznosimy się na sporą wysokość© Karmelito
Gdzie nie spojrzymy tam góry© Karmelito
Zaraz zjeżdżamy w dół a na horyzoncie kolejny podjazd... Ileż można?© Karmelito
Robi się już ciemno... Gdzie tu się rozbić?© Karmelito
Hurrrrrrraaaaaaaa, asfalt to luksus! dopiero teraz go naprawdę doceniam© Karmelito
Kategoria Bałkany 2013