Wpisy archiwalne Lipiec, 2013, strona 2 | Karmelito.bikestats.pl Rower to jest świat

Info

avatar Blog prowadzi Karmelito z miasta Kraków. Przejechałem 5165.63 kilometrów Moja prędkość średnia wynosi 18.05 km/h Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Karmelito.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2013

Dystans całkowity:2528.78 km (w terenie 70.00 km; 2.77%)
Czas w ruchu:134:21
Średnia prędkość:18.82 km/h
Suma podjazdów:21165 m
Liczba aktywności:22
Średnio na aktywność:114.94 km i 6h 06m
Więcej statystyk
  • DST 130.38km
  • Czas 06:05
  • VAVG 21.43km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Podjazdy 682m
  • Sprzęt Diplomat
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Dzień 12 - 3 kraje

Niedziela, 21 lipca 2013 · dodano: 29.08.2013 | Komentarze 0

Rano dostajemy od Naszych gospodarzy kawę oraz gotowaną kukurydzę. Żegnamy się i około 9 ruszamy w drogę. Mamy szczęście! Dwa tygodnie przed Naszym przybyciem, został otworzony most na granicy rumuńsko-bułgarskiej Calafat-Vidin, więc oszczędzamy trochę pieniędzy na przeprawie. Na granicy kontroli prawie nie ma, jedynie paszportowa i to tylko po rumuńskiej stronie. Most na Dunaju robi wrażenie. Za nim jest również zupełnie nowa droga, więc pędzimy z wiatrem jak na tranzyt przystało. Przejazd przez Bułgarię nie był zbyt interesujący. Nie wiem jak jest w innych częściach tego kraju, ale w tym rejonie co rzuca się w oczy, to leżące wszędzie śmieci, zapach też nie jest zachęcający. Po drodze oczywiście obżeramy się śliwkami jak głupi. Po 54 kilometrach docieramy do granicy z Serbią, która Nas bardzo pozytywnie zaskakuje. Zjeżdżamy do pierwszego miasta - Zajeczaru. Jak europejsko, i czysto, w porównaniu z Bułgarią. Wyciągamy z bankomatu... 2 tysiące serbskich dinarów. Jaki jestem bogaty :) Obok w markecie okazuje się, że Serbia jest na prawdę tanim krajem. Na południe od miasta, w kierunku na Knjazevac, droga jest stosunkowo płaska, czasem z pagórkami, za to widoki na okoliczne potężne góry, bardzo ładne. Jutro będziemy się przez nie przebijać... Ale nie myślmy na razie o tym. Tak jak na południu Rumunii, tak i tutaj przy drodze jest pełno śliw. Jak wrócimy do Polski to chyba więcej ich nie ruszymy, ile można zjeść? Po kilkudziesięciu kilometrach ładnej, aczkolwiek niezbyt wymagającej trasy docieramy do Knjazevac. Wjeżdżamy na przedmiejskie osiedle domków. Dosyć szybko trafiamy na gościa, który sam Nas nie może przyjąć, lecz ma przyjaciela, który niedawno jechał z Serbii do Grecji rowerem. Kilkanaście minut później Martin już był po Nas. Okazał się couchsurfing'owcem, więc mogliśmy liczyć na nocleg w łóżku. Oprócz tego, mamy dostęp do łazienki i smaczną, a przede wszystkim sporą kolację. Dużo mięsa, pomidory, ostre papryczki, ser biały, jajka smażone oraz pyszne serbskie wino. Jak widać serbska gościnność nie odbiega od tej rumuńskiej. Wieczorem Martin musi Nas opuścić, ponieważ pracuje jako fotograf na jakimś festynie w mieście. Niesamowite są te Bałkany. Żyć nie umierać, PODRÓŻOWAĆ!


No to wjeżdżamy do Bułgarii, ale tylko na szybki 54km tranzyt do Serbii © Karmelito


Śliwek ciąg dalszy © Karmelito


Było postanowienie nie golić się cały wyjazd... koniec z tym! Jutro będę już wyglądał jak człowiek © Karmelito


Bułgarska atrakcje turystyczne... Katiuszaaa © Karmelito


Trzeci kraj dziś - Serbia © Karmelito


Zjeżdżamy do Zajeczaru © Karmelito


Centrum Zajeczaru © Karmelito


Jestem bogaty! © Karmelito


Przerwa po dużych zakupach - Serbia jest na prawdę tania! © Karmelito


Niby dosyć główna droga a tu pustki © Karmelito


Dziś jedziemy doliną pomiędzy górami, a jutro... © Karmelito


Trasa nie wymagająca, a widoki wcale denne nie są ;) © Karmelito


Znów żyjemy w luksusach © Karmelito
Kategoria Bałkany 2013


  • DST 120.34km
  • Czas 06:19
  • VAVG 19.05km/h
  • Temperatura 40.0°C
  • Podjazdy 762m
  • Sprzęt Diplomat
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Dzień 11 - Ufff jak gorąco czyli pierwsze poważniejsze upały

Sobota, 20 lipca 2013 · dodano: 28.08.2013 | Komentarze 0

Jak zawsze po wygodnym noclegu, niechęć do wstania z łóżka była przeogromna. Sprawdzamy pranie, niestety jeszcze wilgotne, więc trzeba będzie suszyć w trakcie jazdy. Wyruszamy około 9, uprzednio robiąc pamiątkowe zdjęcie z gospodarzami. Jest jeszcze ranek, a upał już doskwiera - będzie ciężki dzień. Nie dość że ta temperatura, która dochodzi do 43 stopni, to jeszcze podjazdy... Dojeżdżamy do dużego miasta - Craiova. Robimy zakupy w BILLA i uciekamy z betonowego miasta. Około godziny 13, gdy słońce praży już niemiłosiernie, trafiamy na park z fontanną. To jest to. Godzinkę lub dłużej wylegujemy się na trawie, po czym czas na "wisienkę na torcie". Ochłodzenie się w wodzie fontanny. Tego nam było trzeba. Wyjeżdżamy z parku cali mokrzy "na zapas". Niestety te zapasy w potężnym upale szybko się kurczą i zaraz jestem suchy. Na dodatek zaraz za miastem czekał na Nas spory podjazd. W takiej temperaturze to naprawdę katorga. Na szczęście co kawałek przy drodze znajdują się studnie z zimną wodą. Co by było gdyby ich nie było? Wjeżdżamy w strefę mocno pofalowanego terenu. Czemu nie może być płasko? Będzie... Ostatnie kilkanaście kilometrów to płaska decha, dolina Dunaju. Potężna rzeka, dlatego ten wiatr, przepraszam, tornado hamuje Nas prawie do 0. Ledwo jedziemy. Ale jak to już bywało w Rumunii wiele razy, po ciężkim dniu możemy liczyć na świetny nocleg. Tak też jest i tym razem. Fakt, może nie śpimy w domu, ale za to jaką kolacje dostajemy. Sporo mięsa, owoce: arbuza i melona, pyszne ciasto(chyba brzoskwiniowe). I do tego wino na dobre trawienie. To ostatni nocleg w Rumunii, muszę to stwierdzić z przykrością. Ale cieszę się niezmiernie, że mogłem przez ten wielce gościnny kraj przejechać. Niech ktoś powie coś złego na jego temat, a będzie miał ze mną do czynienia :)


Nasi gospodarze © Karmelito


A słoneczników tutaj prawie tyle jak na węgrzech © Karmelito


Uniwersytet w dużym mieście Craiova © Karmelito


Padliśmy, 43 stopnie potrafią zmęczyć © Karmelito


Co za świetny wynalazek! © Karmelito


Ruszamy w drogę "na mokro" © Karmelito


Płasko aż po horyzont © Karmelito


Co byśmy zrobili bez cudownych studni? © Karmelito


Jeszcze ostatnie pagórki przed zjazdem w dolinę Dunaju © Karmelito


Rodzinka gospodarzy © Karmelito
Kategoria Bałkany 2013


  • DST 124.53km
  • Czas 06:10
  • VAVG 20.19km/h
  • Temperatura 35.0°C
  • Podjazdy 900m
  • Sprzęt Diplomat
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Dzień 10 - Śliwki otaczają mnie

Piątek, 19 lipca 2013 · dodano: 28.08.2013 | Komentarze 0

Rano spokojnie wstaliśmy, dostaliśmy herbatę. Żegnamy się i jedziemy w drogę. Już kilkaset metrów dalej pierwszy przystanek - apteka. Tomek musi się zaopatrzyć w nowe opakowanie leków na ból brzucha. Wydaje się, że domowa wiśnióweczka z poprzedniego dnia pomogła, tak jak mówili gospodarze. W najbliższym mieście, Carte de Agres, robimy większe zakupy w Kauflandzie. Tam trafiliśmy na jakiegoś przewrażliwionego pracownika. Gdy przejechaliśmy 2m po trawniku zaraz do Nas podszedł i mówił że tak nie można, a gdy chcieliśmy oprzeć rower o ścianę sklepu, kazał nam postawić roweru w stojaku! Przecież tak można koło zniszczyć. Ale nic do niego nie docierało, w końcu stawiamy rowery na parkingu i idziemy zrobić zakupy. Za miastem trafiamy na podjazdy. Niestety w najcieplejszej części dnia. Ale do upałów musimy się przyzwyczaić. Będzie tylko gorzej. Cały dzień jedziemy mocno bocznymi drogami. Chwilami mieliśmy duże wątpliwości gdzie skręcić, ponieważ skala mapy 1:400 000 nie jest zbyt przyjazna. Po pewnym czasie docieramy do dużej zapory na rzece Olt. Po południu zaczyna sie robić przyjemnie. Chmurki pojawiają się na niebie i zasłaniają palące słońce. W okolicznych wioskach panuje cudowny klimat. Akurat trwają zbiory śliwek, więc w powietrzu aż unosi się zapach owocowy. Coś cudownego, oczywiście co chwilę się zatrzymujemy i podjadamy nieco(nieco to chyba mało powiedziane) śliwek z przydrożnych drzew. Jest ich cała masa i są tak bardzo obciążone, chyba na granicy połamania. Gdzie się nie spojrzy to śliwki. Ale to bardzo dobrze, bo jest czym się zapchać. Ahhh ten zapach wyzwolił we mnie taką energię w nogach. Mimo przejechanych już prawie 100km zacząłem pędzić jak sprinter. Jak wszystko co dobre, ten dzień też się powoli kończy. No i staje sie rzecz niesłychana. Pierwszy dom w którym się zapytaliśmy, dostajemy nocleg, w garażu na materacu. Ale w tym jeszcze nic nadzwyczajnego nie ma. Okazuje się, że 2 lata wcześniej kolega Tomka spał w tym samym miejscu, nawet na tym materacu co my. Jaki świat potrafi być mały. Od Naszego gospodarza dostajemy sporo mięsa, chleb, pomidory, ogórki, popcorn i pepsi. Jeśli tak również będzie wyglądała dalsza część podróży jak w Rumunii to zamiast schudnąć to jeszcze przytyjemy!



Nasza gospodynii © Karmelito


Mały kotek spotkany na przerwie © Karmelito


Jaki dumny idzie! A to ci kogut © Karmelito


Zalew Topolog na rzece Olt © Karmelito



Śliwki towarzyszą Nam przez całą drogę © Karmelito


Zdjęcie z serii studnie ratujące życie. Cudowna zimna woda! © Karmelito


Przeprać ubrania czasem też się przyda, przecież trzeba wyrwać jakieś laski ;) © Karmelito


Smaczna kolacja © Karmelito


Nasz garaż © Karmelito
Kategoria Bałkany 2013


  • DST 107.61km
  • Czas 06:35
  • VAVG 16.35km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Podjazdy 1864m
  • Sprzęt Diplomat
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień 9 - Trasa Transfogaraska

Czwartek, 18 lipca 2013 · dodano: 27.08.2013 | Komentarze 1

Rano wstajemy o 7, widok z namiotu jest powalający i przerażający. O 8:30 zaczynamy zabawę. 25km ciągłego podjazdu przed Nami. Około 1600m w pionie. Początkowa jedna trzecia podjazdu była dosyć przyjemna, serpentyny poprowadzone lasem, więc nie było widać co Nas czeka dalej. W pewnej chwili jednak dojechałem do punktu widokowego, lecz nie w dół a w górę trasy. Uffff jak gorąco! Ale nie od temperatury otoczenia, a myśli wysokich lotów. Ale cóż, powoli i konsekwentnie jadę dalej. Co kawałek robiłem sobie przerwy na wodę, czekoladę czy zdjęcia. Po drodze spotykamy uczestników 5-tygodniowego "rajdu" Mongol Rally. Są tam ludzie z całego świat. Też ciekawa sprawa, ale ja jednak bardziej kocham swój rower :) Jedziemy dalej. Nawet sama jazda nie jest taka ciężka, droga jest dobrze zrobiona, nachylenie nie jest jakieś astronomiczne. Gorzej gdy się popatrzy w górę Ten widok na prawdę potrafi zdemotywować. Im bliżej szczytu tym chłodniej. Robi się na prawdę zimno, wjechaliśmy praktycznie w chmury. I w końcu, ten widok na trasę w całej okazałości, jest wart wielkiego wysiłku. I ta satysfakcja! Ogromna. Na szczycie jest piękny górski staw. Z jednej strony widok na malowniczą trasę, z drugiej ten staw. Naprawdę ciekawa kompozycja. Ale wszystko co dobre i piękne musi się skończyć. Trzeba wyruszać w dalszą drogę, lecz wcześniej muszę użyć umysłu inżyniera i przymontować dobrze i bezpiecznie aparat, żeby nagrać film na zjazdach. Ruszamy. Jak dobrze, że wybudowali tu tunel, bo nie uśmiechałoby mi się podjeżdżać kolejnych 200m w pionie. Za tunelem znów przepięknie, ale całkiem inaczej. Tutaj zjazd prawie w całości w lesie. Niestety nie wykorzystujemy w pełni zjazdu, ponieważ wieje nam mocno w twarz i przy lżejszych nachyleniach tak czy siak trzeba pedałować. W końcu dojeżdżamy do jeziora Vidraru. Długie - jedziemy wzdłuż niego ponad 25km, cały czas przez drzewa przebijała jego szmaragdowa woda. Na nasze nieszczęście wciąż jedziemy góra-dół, dziś nasze nogi dostają mocny wycisk. Na końcu jeziora przejeżdżamy przez wielką zaporę. Zaraz za nią był zjazd jakiego się nie spodziewałem. Tunelami przez skały i obok nich. Bardzo szybki i imponujący, masywne góry otaczały Nas z bliska . Kilkanaście kilometrów dalej, w Albesti, szukamy noclegu. Długo nam z tym zeszło, ponieważ w okolicy było sporo pensjonatów i pole namiotowe. Na szczęście spotykamy grupkę sąsiadów stojących na drodze. Problemem było się dogadanie z nimi, na szczęście zaraz zawołali sąsiada, który mówił całkiem dobrze po angielsku i wszystko stało się łatwiejsze. Możemy spać w ogródku przed domem, prysznic na miejscu. Jak dobrze! Do ok 23 siedzimy z gospodarzami, rozmawiamy, pijemy dobry wiśniowy trunek - oczywiście dla zdrowotności! Nareszcie nadeszła pora na odpoczynek.


Zwijamy się z noclegu u podnóża gór © Karmelito


Na dobry początek dnia - widok z namiotu © Karmelito


Witamy w piekle :) © Karmelito


Potężne góry, bez wątpienia © Karmelito


I pomyśleć że jeszcze 2 godzinki wcześniej byłem tam na tych równinach © Karmelito


Jeszcze nie dawno byłem tam w dole! © Karmelito


Przepaści też nam nie brak © Karmelito


Góry, wszędzie góry © Karmelito


Już odliczam każde 100m do szczytu, a tu jeszcze całe 5 km © Karmelito


No to patrzymy w górę... Jeszcze kawałek, niestety © Karmelito


Jak ktoś nie ma takich łydek jak ja to można wybrać się na szczyt kolejką ;) © Karmelito


Wjeżdżamy w chmury © Karmelito


Serpentyny i Ja! © Karmelito


Trasa Transfogaraska w pełnej okazałości © Karmelito


Staw na szczycie © Karmelito


Mania fotografowania ogarnia mnie ^^ © Karmelito


Zjazd na trasie Transfogaraskiej jak widać piękny © Karmelito


Jezioro Vidraru wśród gór © Karmelito


Wodospady mijamy bardzo często © Karmelito


Potężna zapora jeziora Vidraru © Karmelito


Masywne skały na zjeździe © Karmelito


Nasi gospodarze © Karmelito
Kategoria Bałkany 2013


  • DST 130.82km
  • Czas 06:34
  • VAVG 19.92km/h
  • Temperatura 33.0°C
  • Podjazdy 785m
  • Sprzęt Diplomat
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień 8 - "czy mnie coś... , po co mi to było"

Środa, 17 lipca 2013 · dodano: 21.08.2013 | Komentarze 0

Ahhh Ci Rumuni Nas rozpieszczają. Czwarty nocleg i czwarty w łóżku. Aż się nie chce z niego zejść rano, ale czekają kolejne atrakcje. Na dobry początek dnia herbatka z gospodarzami i w drogę. Pierwszy cel, Sigisoara, polecane przez okolicznych ludzi zabytkowe miasto. Słyszeliśmy o nim same ohhy i ahhy, lecz na Nas takiego wrażenia nie zrobiło. Trzeba przyznać, budynki ładne, związane z historią miasta, ale oczekiwaliśmy czegoś lepszego. Po paru zdjęciach w centrum kierujemy się na Agnitę. Prowadzi tam całkiem przyjemna droga. Całkiem pusta! A do tego wioski, które mijamy widać, że są budowane w całkiem innym stylu. W Agnicie robimy większe zakupy przed trasą Transfogaraską, którą będziemy pokonywać kolejnego dnia. No i nadszedł moment krytyczny. Za ostatnim tego dnia sporym podjazdem ukazuje się ściana Karpat. Imponujące. Lecz myśl, że jutro muszę się wspinać gdzieś tam w chmury, zmraża krew w żyłach. Zjeżdżamy ze wzgórz w pas niziny przed Karpatami. A na zjeździe tylko jedna, górska myśl mnie atakuje. - "czy mnie coś... , po co mi to było". Krajową jedynką jedziemy na wschód. Przed przydrożnym barem przypada czas przerwy. Jakie było Nasze zdziwienie, gdy Rumun, który przyszedł się napić, gdy dowiedział się że jesteśmy z Polski zaczął do Nas mówić po... polsku. Okazało się że kilkanaście lat pracował w Polsce na bazarach. Niestety musieliśmy odmówić oferowanego Nam piwa. Musimy dziś podjechać jak najbliżej gór. Więc ruszamy dalej. Po kilkunastu kilometrach upragniony widok, znak na słynną drogę 7C. W ostatniej wiosce przed podjazdem z ciekawości pytamy o ceny na polu campingowym w tej turystycznej miejscowości - Cartisoarze. Ceny jak najbardziej turystyczne - 20 Lei na głowę(1 leja= ok 1zł). Jedziemy dalej za miasteczko. I to był strzał w dziesiątkę! Zaraz obok potoku zauważamy rozbity namiot. Podjeżdżamy się spytać, czy możemy rozłożyć się obok. Patrzę lekko zdziwiony, rejestracja KLI. Trochę jakby polska. Jeszcze moment i dostrzegam PL obok. " O k***a Polacy!" Studenci 5 roku budownictwa z AGH, którzy chodzili tydzień po praktycznie bezludnych, jak wynikało z ich opowieści, Fagaraszanach. Była to ich ostatnia noc w Rumunii, więc jak to Polacy, mieli coś w zanadrzu do świętowania. Dziś jedna kolejka palinki symbolicznie, bo jutro od rana podjazd do nieba.


4 nocleg na Rumunii i 4 w wygodnym łóżku! © Karmelito


Nasi gospodarze © Karmelito


Źródełka z zimną wodą to cudowny wynalazek! © Karmelito


Bardzo ładna, zadbana i ciekawa miejscowość Danes w drodze na Sighisoare © Karmelito


Stolicy podziękujemy, wolimy naturę! Kierunek trasa Transfogaraska © Karmelito


Kościół w Sighisoarze © Karmelito


Zamek w Sighisoarze © Karmelito


Wszystko nam przypomina gdzie jesteśmy, POLECAMY RUMUNIĘ! © Karmelito


Widać, że wkraczamy w inny styl budownictwa © Karmelito


Drum Bun czyli Szczęśliwej Podróży © Karmelito


Takimi dobrymi i pustymi drogami można jechać, choćby na koniec świata! © Karmelito


W końcu po dniach pełnych zabudowy takiej jak w całej europie, można zauważyć regionalny styl © Karmelito


No i stało się... Ściana Karpat, Fogaraszanów przed Nami. Będzie się działo :P © Karmelito


Rozbijamy się nad potokiem, obok Polaków chodzących po górach © Karmelito


Im bliżej tym groźniej to wszystko wygląda © Karmelito


Zachód słońca © Karmelito


Pamiątkowa fotka z "góralami" z Polski © Karmelito
Kategoria Bałkany 2013


  • DST 100.11km
  • Czas 05:43
  • VAVG 17.51km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Podjazdy 736m
  • Sprzęt Diplomat
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Dzień 7 - "a miało być tak płasko"

Wtorek, 16 lipca 2013 · dodano: 20.08.2013 | Komentarze 0

Rano, gdy się budzę okazuje się że Tomek ma problemy z żołądkiem. Dziwne, jedliśmy to samo, piliśmy to samo. Idę sam na śniadanie. Chleb z jakimś kremem warzywnym , do tego domowy ser biały, pomidory i ogórki. Bardzo smacznie. Po 8 musimy wyjść z domu, ponieważ gospodarze wychodzą do pracy. Na szczęście możemy zostać przed domem na tarasie. Tomek odpoczywa do 11. Ostro go wzięło. W końcu ruszamy. Spore pagórki dziś mamy. Tomek mi wypomina: "a miało być tak płasko". Z mapy wynikało, że dziś będzie stosunkowo płasko, a kolejnego dnia więcej górek. Okazało się na odwrót, ale co można zobaczyć na mapie w skali 1:800 000. Wracając do trasy, była bardzo malownicza. Duże wzniesienia, więc i widoki niczego sobie. Dookoła wielokolorowe łany zbóż, gdzieś w oddali widoczne duże stada owiec. Widać, że życie w tutejszych wioskach płynie powoli i spokojnie. Ale taki błogi klimat kiedyś się niestety musi skończyć. Wjeżdżamy do Targu Mures, gdzie spotykamy chłopaka na rowerze, który bardzo nam pomógł w znalezieniu "sklepu rowerowego". Był to raczej stragan na bazarze, ale odpowiednie dętki są(moje mimo sprawdzenia szczelności przed wyjazdem okazały się lipne, klej do łatek też do niczego). Po wizycie na bazarze, odprowadził Nas jeszcze do drogi wyjazdowej na Cluj Napoce. Kilka kilometrów za miastem przerwa. Oczywiście deszcz się musiał rozpadać, ale Tomkowi dłuższa przerwa dobrze posłużyła. Z głównej drogi na Cluj odbijamy na południe. Wszystko dobrze, dopóki na 7 km przed miejscowością w której planowaliśmy nocleg droga asfaltowa nie zmieniła sie na żwirową. Oczywiście ze sporymi podjazdami, a jak! Jeszcze mniejsza o mnie, ale Tomka brzuch został mocno wstrząśnięty. Jak On jedzie, na prawdę mocny gość. Żeby tego było mało, na wjeździe do Dumbraveni asfalt zmienił się w kocie łby... Męcząca końcówka. Szukamy noclegu w miasteczku. Chwilę szukaliśmy miejsca, trzeba przyznać. W końcu po około 30 min poszukiwań trafiamy na młode małżeństwo. Swobodnie można się dogadać po angielsku. Jak to już w Rumunii bywało, dostajemy łóżko w domu, bo "na podwórzu śpi mój pies, a ja jestem człowiekiem, wy jesteście ludźmi więc tak jak ja śpicie w domu". Dostęp do łazienki, kuchni, skype'a. Czego chcieć więcej? Za darmo?


Po co komu namiot - przenośny dom jak wciąż mamy nocleg w stałych domach © Karmelito


Gęsi niby chodzą gęsiego tak? © Karmelito


Pola, pola, wszędzie pola © Karmelito


Owieczki na zboczach pagórków to codzienny widok © Karmelito


Taka nagroda za wspinanie się do nieba © Karmelito


Rumunia, kraj w którym spędziliśmy najwięcej czasu, polecamy gorąco! © Karmelito


Chwila przerwy i odpoczynku, znów pada deszcz © Karmelito


Żwirowe drogi po pagórkach są najlepsze! :D © Karmelito
Kategoria Bałkany 2013


  • DST 64.61km
  • Czas 03:10
  • VAVG 20.40km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Podjazdy 365m
  • Sprzęt Diplomat
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Dzień 6 - Syndrom dnia poprzedniego :)

Poniedziałek, 15 lipca 2013 · dodano: 20.08.2013 | Komentarze 4

Rano wstajemy o... 11. Poprzedni dzień "dał nam mocno w kość". Mimo że spaliśmy ok 10 godzin to wypoczęci nie jesteśmy. Na śniadanie dostaliśmy jajecznicę i mamałygę. Niestety to wszystko jakby bez smaku. Zjadamy trochę, aby zapełnić żołądek i powoli zaczynamy się zbierać. Na drogę dostajemy jeszcze kilogram słoniny, kilka ogórków i cebul z przydomowego ogródka. I jak wszędzie w Rumuni jajka, 10 ugotowanych na twardo. Nie przejechaliśmy 10km, gdy już trzeba było sie ukryć pod dachem pewnego baru, ponieważ nastąpiło oberwanie chmury. Ściana wody. I tak, przez 1,5 godziny znów odpoczywaliśmy. Już wiadomo, dziś daleko nie zajedziemy. W tym dniu droga była lekko pagórkowata, wzdłuż naszej trasy rozciągały się zaciszne jeziorka. Bardzo przyjemny odcinek, w takim miejscu wybudować domek letniskowy. Ideał! Jednak nawierzchnia już taka idealna nie była. Miewaliśmy odcinki żwirowe, a asfalty pozostawiały też wiele do życzenia. Cały dzień niebo było zachmurzone. Z jednej strony nie ma co narzekać, bo słońce nie przypieka ale z drugiej... No oczywiście jak pech to na całej linii. Kolejny deszcz. Przeczekujemy w wiacie przystanku. Okoliczne zwierzęta, 2 świnie, zaraz wyczuły nasze kanapki. Gdy już przestało padać wsiadamy na rowery i... Czuję, że coś jest nie tak. Kapeć. No to druga na wyprawie zabawa z wymianą. 20min i jedziemy dalej, już niedaleko mimo że na liczniku niewiele ponad 50km. Znalezienie noclegu nie było wielkim problemem. Druga próba i rozstawiamy namiot koło ładnego domu, widać że ludzie porządni. Gdy już rozłożyliśmy namiot, Nasza gospodyni proponuje nam nocleg w domu. Co sie dzieje w tej Rumunii! Jak tak dalej pójdzie to namiot będzie niepotrzebny. W domu, po prysznicu, dostajemy kolację. Pyszną zupę, kotleta, smażone jajka i domowy sok z winogron. Dostajemy również kilka zdjęć. Rozmawiamy jakiś czas. Jest bardzo miło i przyjemnie. Musimy jednak iść spać, ponieważ od rana czekają na Nas kolejne kilometry.



Namiot jak zawsze się przydał © Karmelito


Drugie śniadanie od gospodarzy - kilo słoniny, domowy chleb, ogórki, jajka, cebule © Karmelito


Malownicza trasa wzdłuż jeziorek © Karmelito


Domek jakich wiele, są tam takie same jak wszędzie, niczym się nie różnią © Karmelito


Idealne miejsce na domek letniskowy, cisza spokój © Karmelito


Świnka wyczuła kanapki ;) © Karmelito


Wóz zaprzęgowy nie jest wcale rzadkim widokiem © Karmelito


Kolejny nocleg w Rumunii w domu © Karmelito
Kategoria Bałkany 2013


  • DST 128.07km
  • Czas 06:41
  • VAVG 19.16km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Podjazdy 1590m
  • Sprzęt Diplomat
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Dzień 5 - Policjant zawsze spoko

Niedziela, 14 lipca 2013 · dodano: 18.08.2013 | Komentarze 0

Rano taka niechęć do startu. Po luksusach na noclegu. Śniadanie też dostaliśmy, pyszny dżemik hmmm chyba z bakłażanu. Jeszcze pamiątkowe zdjęcie z gospodarzami, w podziękowaniu zostawiliśmy pocztówkę z Polski z kontaktem do Nas. Ruszamy w drogę. Na dobry początek dnia podjazd. I to nie byle jaki, końca nie widać. Podjazdu z ok 300m n.p.m. na 1050m n.p.m. się nie spodziewaliśmy. Ale widoki z góry coraz piękniejsze. Góry, lasy, w końcu po pierwszych dniach coś ciekawego. Po kilkudziesięciu kilometrach kolejny spory podjazd (300-800), lecz niespodzianka dopiero przed Nami. Piękny asfalt na drodze nagle się kończy. Zaczyna się żwirowo-kamienista droga przez góry. Pierwszy hardcorowy odcinek w czasie podróży. Auta praktycznie tamtędy nie jeździły. Ok 10km ciężkiej jazdy pod górę, co chwilę robimy przerwy, ale widoki za to piękne. Miasto Dej omijamy obwodnicą i lekko sie zagalopowaliśmy. 1,5km za skrętem zorientowaliśmy się że coś jest nie tak, zawracamy. Zdarza się. W wiosce Manastirea mamy szczęście. Pierwsza próba i nocleg gotowy. Oficer miejscowej policji wskazuje miejsce w ogrodzie za domem. Miejsce świetne. Mamy stół i ławę. Rozbijamy się, piszemy notatki i... czekamy na Naszego policjanta, który obiecał przyjść za 10 min. Czekamy, czekamy i nic. Już mieliśmy zacząć przygotowywać coś do jedzenia, gdy przyjeżdża jakieś auto. Oczywiście to Gabriel, puszcza muzykę z auta, podaje piwa(Tuborgi) przez płot oraz chyba z 2kg zamrożonych(!!!) udek z kurczaka. Za moment z domu schodzi się cała rodzina gospodarza. Atmosfera świetna. Pijemy piwka, rozmawiamy. Oczywiście zdjęcie pamiątkowe trzeba zrobić. Za moment na stole ląduje słonina, cebula prosto z ogródka, ogórki, sos tzatziki. Trzeba się dobrze najeść ,bo szykuje sie ostre picie. Dostajemy pół litra palinki. Taka śliwowica - wg Gabriela ma 60%. Jak na te %% bardzo dobra. Gdy Tuborgi się kończą idziemy do sklepu. Oczywiście za nic nie możemy płacić. Dostajemy przed sklepem wszystkie aktualnie dostępne w nim rumuńskie piwa i próbujemy. Do tego 2,5l butelka Timisoareny. Wszystko wypijamy przy świetnie dopieczonych udkach z grilla i pieczonych w żarze ziemniakach. Uhhhmmm coś wspaniałego. Oczywiście Gabriel nie pozwala nam zapomnieć o jego palince, którą nalewa do szklanek(!). Żeby jeszcze tego było mało idziemy do baru na kolejne piwo. Równy gość z Gabriela na prawdę! Wracamy do domu około 2 i padamy jak nieżywi.



Drewniany kościół w Budesti © Karmelito


Takie bramy były przy każdym domu, niestety utrudniały znalezienie noclegu © Karmelito


Niespodziewanie na naszej drodze podjazd z 300m n.p.m. na około 1050m n.p.m © Karmelito


Owieczki można spotkać wszędzie © Karmelito


Flagi rumuńskie są zawieszone na wielu budynkach, nie tylko urzędach © Karmelito


Piękny asfalt nagle się kończy, żwir przez góry, a za nimi piękny asfalt powraca © Karmelito


Zamek w Manastirea - widok z namiotu © Karmelito


Namiot w ogródku jednak się nie przydał, nocleg mieliśmy w domu © Karmelito


Nasi gospodarze, takiego ugoszczenia się nie spodziewaliśmy © Karmelito


Ciężko wybrać, wszystkie dobre! © Karmelito
Kategoria Bałkany 2013


  • DST 133.04km
  • Czas 06:27
  • VAVG 20.63km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Podjazdy 344m
  • Sprzęt Diplomat
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Dzień 4 - Wesoły Cmentarz i pierwsze oznaki Rumuńskiej gościnności

Sobota, 13 lipca 2013 · dodano: 18.08.2013 | Komentarze 0

Poranna część trasy dosyć nudna, tak jak poprzedni dzień. Płasko, ale im bliżej granicy z Rumunią, zaczynają się wyłaniać górki. Już ostatnie kilometry koszmarnych dziur. Dziura w dziurze w dziurze w dziurze to już lekka przesada . Na dobry koniec ukraińskiej części trasy, niedaleko granicy, przejeżdżamy przez ciekawą wioskę, gdzie co drugi dom to raczej nie dom a dworek czy pałacyk. Co kolejny to większy i piękniejszy. Bardzo ciekawy widok po raczej biednych ukraińskich wioskach. No i jesteśmy w Rumunii, gdzie spędzimy najbliższy tydzień. Co sie rzuca w oczy? Stan dróg oczywiście. Niektóre jak u Nas z tabliczką "współfinansowane ze środków UE". Tuż za granicą skręcamy na Sapantę, czyli miejscowość w której znajduje się Wesoły Cmentarz. Bardzo ciekawe miejsce, pierwszy pewny punkt na mapie naszej podróży. Warto nadrobić te kilkadziesiąt kilometrów. Myślicie: "co może być ciekawego na cmentarzu?". Takich "nagrobków" z pewnością nie widzieliście nigdzie indziej na świecie. Na każdym, drewnianym nagrobku wyryte i pomalowane są pewne wydarzenia z życia np. jak osoba zginęła, lub czym zajmował się zmarły oraz krótki humorystyczny wierszyk na jego temat. Dla Nas obowiązkowym punktem na tym cmentarzu było odwiedzić rowerzystę. Po pewnym czasie ruszamy z powrotem, tą samą drogą, ale nie żałujemy dodatkowych kilometrów. Już od przekroczenia granicy można zauważyć inne nastawienie ludzi. Wiele osób ,nie tylko dzieci machało do Nas jak przejeżdżaliśmy. To bardzo miłe. Pod wieczór, gdy akurat chcieliśmy rozpocząć poszukiwania noclegu zaczął padać deszcz, niezbyt mocny ale wygonił do domów gospodarzy, którzy mogli nam udostępnić miejsce pod namiot. Innym problemem z noclegiem tego dnia były wielkie bramy i płoty przy każdym domu, które zupełnie uniemożliwiały zobaczenie kogokolwiek na podwórzu. No i ten angielski... Zazwyczaj nie było z tym problemów, ale tu akurat było baaardzo ciężko. Na szczęście po długich poszukiwaniach trafiamy na ładny dom młodego małżeństwa. Dom wręcz luksusowy, nawet z monitoringiem, w łazience kabina z hydromasażem. Już po prysznicu zaprosili Nas na posiłek. Rosół, jakieś przekąski. Bardzo przyjemnie się z Nimi rozmawia. Gospodarz nawet się śmieje, że jakby nie praca to mógłby z Nami pojechać dalej. Na koniec dnia jeszcze pierwsza rozmowa przez Skype z Polską. Pierwszy nocleg na Rumunii jak marzenie.




Ostatnie ukraińskie widoki, płasko a na horyzoncie wyczekiwane rumuńskie górki © Karmelito


Kraj nr 4 Rumunia - tu spędziliśmy nawięcej czasu © Karmelito


Oryginalny Wesoły Cmentarz © Karmelito


Obowiązkiem dla Nas było odnalezienie rowerzysty © Karmelito


Więcej kabli w sklepie nie było :) © Karmelito
Kategoria Bałkany 2013


  • DST 146.44km
  • Czas 07:07
  • VAVG 20.58km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Podjazdy 543m
  • Sprzęt Diplomat
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Dzień 3 - Płaskoooo czyli ukraińska nuda

Piątek, 12 lipca 2013 · dodano: 17.08.2013 | Komentarze 0

Od samego rana jest płasko. Kawałek od noclegu wjeżdżamy do Ukrainy - kraj nr 3(po Polsce i Słowacji). Celnik każe otworzyć podręczna torbę, pyta o leki i... broń :D no cóż, mamy nóż ale tylko turystyczny. Kierujemy się na Użgorod. Hmmmm. Płasko, płasko, to dobry opis trasy. Kolejne miasto do przejechania to Mukacheve. Tego dnia we wszystkich wioskach, które mijaliśmy praktycznie każdy dom miał po kilkadziesiąt metrów kwadratowych winorośli. Oooo tam to by sie schlał tym winem :D
W końcu w miejscowości Shyroke, gdzie zaskakują nas tabuny krów na drodze, szukamy noclegu. Bez problemu dostajemy dom w stanie surowym zamknięty. Dostęp do wody jest przed budynkiem, w razie deszczu nawet namiot będzie suchy. Luksus. Namiot na wylewce trochę sie pobrudził pyłem ale coś za coś. Gdy już powoli planowaliśmy iść spać nagle do domu przyszyły 2 córki i syn gospodarza. Było to trochę dziwne bo przez pół godziny bawili się z podłączeniem prądu aby zrobić sobie z nami zdjęcie, po czym kilka sekund, fotka z młodą Ukrainką(no do piękności obie nie należały) i znikły tak szybko jak sie pojawiły. Można teraz spokojnie pójść odpocząć.



Namiot w porannym świetle słońca © Karmelito


Pierwsza wiza do kolekcji - Ukraina się zaczyna © Karmelito


Kościół w Użgorodzie © Karmelito


Takie tam pod zamkiem w Użgorodzie © Karmelito


Piękny dworzec kolejowy, tylko czy pociągi też są tam takie atrakcyjne? :) © Karmelito


Ładna ukraińska droga, coś tu się nie zgadza © Karmelito


Ukraina i płasko- to synonimy © Karmelito


Z byczkami lepiej nie zadzierać ;) © Karmelito


Namiot na posadzce budowanego domu © Karmelito
Kategoria Bałkany 2013