Info
Blog prowadzi Karmelito z miasta Kraków. Przejechałem 5165.63 kilometrów Moja prędkość średnia wynosi 18.05 km/h Więcej o mnie.Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2014, Sierpień10 - 2
- 2014, Lipiec5 - 1
- 2014, Kwiecień4 - 4
- 2014, Marzec1 - 2
- 2013, Sierpień11 - 1
- 2013, Lipiec22 - 9
- Aktywność Jazda na rowerze
Podróżować każdy może trochę lepiej lub trochę gorzej ;)
Poniedziałek, 31 marca 2014 · dodano: 31.03.2014 | Komentarze 2
Rower to jest świat!Nie masz pieniędzy na wakacje? To żaden problem! Każdy może rozpocząć przygodę z podróżami, również rowerowymi. Granice są tylko w Twojej głowie! Wystarczy chcieć i mieć dużą determinację. Moja wyprawa Rzeszów-Bałtyk jest tego przykładem. Jedyne co miałem własnego na wyjeździe to rower, sakwy i ubrania. Cała reszta sprzętu od menażki poprzez śpiwór czy kuchenkę turystyczną były pożyczone. Odliczając koszty pociągu powrotnego, 7 dni wycieczki(czyli de facto jedzenia) kosztowały mnie wtedy 100zł! Trzeba przyznać, starałem się kupować tanio, nie pozwalałem sobie na gofry i inne turystyczne smakołyki. Ale jeśli się nie ma pieniędzy, a coś nie jest konieczne do przeżycia to po co mi to? Tegoroczna bałkańska przygoda również nie kosztowała fortuny. W ciągu 33 dni podczas których licznik wskazał przejechanie ponad 4 tysięcy kilometrów przez 14 krajów wydałem niecałe 700zł... Było to możliwe dzięki niesamowitej gościnności naszych gospodarzy. Aby podróżować rowerem, nie trzeba też być wielkim atletą. Czasem przeżywa się kryzysy, zwłaszcza w wysokich górach przy afrykańskich upałach, ale to normalne. Nikt nie jest robotem. Ale na początku, zanim złapie się dobrą formę rowerową najlepiej podróżować po mniej wymagających terenach. Osobiście polecam pojezierza. Jednak teraz to już dla mnie za mało.
Rower, to moje życie, moja pasja. Przygodę z podróżami rowerowymi rozpocząłem w 2012 roku. Wtedy, 7 dni spędzonych na rowerze na trasie z Rzeszowa nad Bałtyk, dla rodziny i znajomych było czymś niesamowitym. Ale ja już w głowie miałem znacznie większe plany. W marcu ubiegłego roku, ostatecznie zdecydowałem się na kierunek bałkański. Dlaczego? Przede wszystkim, ze względu na koszty. Pozostałe dwie wyprawy, które rozważałem to Alpy plus Lazurowe Wybrzeże oraz Skandynawia. Drugim czynnikiem, który skłonił mnie do tego wyboru, były świetne opinie innych podróżników, również rowerowych, o Bałkanach. Muszę potwierdzić, że gościnność Rumunów czy Serbów(i nie tylko) naprawdę nie zna granic! W Rumunii przykładowo, na 8 noclegów aż 5 przespaliśmy w wygodnych łóżkach! A prosiliśmy tylko o kawałek trawnika pod namiot...
Gabriel i spółka :) © Karmelito
O jedzeniu już nie wspomnę, bo nawet gdy gospodarze nie zaprosili nas do domu, to jedzenie mieliśmy zapewnione. Gabriel, rumuński oficer policji, nasz gospodarz, którego chyba najlepiej wspominam, specjalnie dla nas zorganizował rodzinnego grilla. Kupił całą masę lokalnych piw i podarował butelkę palinki(domowa śliwowica 60-80%). Żeby tego było mało, poza wieczornym posiłkiem, dostaliśmy porządne jajeczne śniadanie plus całą reklamówkę owoców, warzyw oraz chyba kilogram słoniny na drogę. To jest coś pięknego, jak ludzie są pozytywnie nastawieni, jak dzielą się wszystkim co mają z podróżnymi, choć czasem widać, że nie mają zbyt wiele.
Oprócz wspaniałych ludzi trafialiśmy na piękne widoki. Żelazne punkty wyprawy, takie jak trasa Transfogaraska w Rumunii, Park Narodowy Mavrovo w Macedonii czy albańskie góry nie zawiodły nas. Ba, oczarowały!
Serpentyny i Ja! //Transfagarasana// © Karmelito
Piękne śpiewy muezinów niosą się echem po górach © Karmelito
Robi się już ciemno... Gdzie tu się rozbić? © Karmelito
O ile przedarcie się przez rumuńskie Karpaty drogą 7c jest znaną atrakcją turystyczną, to im dalej na południe Europy tym turystów mniej. Mimo cudownych rejonów otacza nas pustka. Dzicz! Oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Zdarza się całymi godzinami jechać i spotkać może kilku ludzi. Ale w naszych podróżach to jest to czego szukamy, czyli spokój, bliskość i piękno natury oraz ludzie nie nastawieni na wykorzystywanie każdej okazji do zarobku. Jednak dotarcie do wybrzeża sporo zmieniło w podejściu ludzi do nas. Tam byliśmy już zwykłymi turystami, których można "wydoić". Podróże rowerowe to nie tylko piękne widoki i gościnni ludzie. To również wysiłek, sprawdzenie własnych możliwości. Chwilami było bardzo ciężko. Ale na szczycie, na przełęczach... czuć wielką satysfakcję. Trzeba przyznać, że pedałowanie przez góry, przy ponad 40-stopniowym upale nigdy nie jest łatwe. Zwłaszcza gdy nawierzchnia jest kamienisto-żwirowa, a nachylenia sięgają 13 promili.
I jak tu jechać??? © Karmelito
Na szczęście w sytuacjach kryzysowych, zawsze ratowały nas górskie źródełka tryskające ze skał. Były dla nas naprawdę zbawienne! Góry towarzyszyły nam podczas prawie całej wyprawy. Morze natomiast tylko przez kilka dni. Chwile na wybrzeżu wspominam jednak bardzo dobrze. Postanowiliśmy tam zrobić kilka "wolniejszych" dni , co oznacza przejechanie 70-80 kilometrów. Rok temu byłem nad Bałtykiem i z przykrością muszę stwierdzić, że przejrzystość i temperatura wody w porównaniu do Morza Śródziemnego to nawet nie inna liga, to inny świat! A połączenie gór z morzem jest czymś tak pięknym, że muszę tu jeszcze kiedyś wrócić. Dzikie kamieniste plaże w zacisznych zatoczkach, gdzie woda z przejrzystością do 10 metrów aż onieśmiela! Tak samo jak fakt, że na kolację w Czarnogórze dostaliśmy 10 ryb z grilla razem z miską oliwek, innych warzyw i owoców, których po prostu nie daliśmy rady zjeść... A jeśli głodni rowerzyści nie są w stanie czegoś przejeść, to musi być tego mnóstwo. Więc z jednej strony na wybrzeżu turystyka kwitnie, ale ludzkie odruchy też można odnaleźć.
Ahhh ta woda! Widoczność dochodzi do 10 metrów! © Karmelito
Ale wyżerka! Nie daliśmy rady zjeść wszystkiego © Karmelito
My w podróżach odnajdujemy zaspokojenie egzystencjalnej potrzeby wolności, jak również szansę na oderwanie się od świata szybkiego, zbyt szybkiego, goniącego za pieniądzem. Z własnych doświadczeń mogę stwierdzić, że im kraj jest biedniejszy, tym bardziej gościnni ludzie. Pędząc za światem pieniądza zatracamy własne człowieczeństwo. Dlatego chyba każdy potrzebuje takiej odskoczni. W dodatku poprzez podróże można zweryfikować pewne stereotypy. Wiele osób przed wyjazdem mówiło mi "ale tam w Rumunii to uważaj ,bo to dziki kraj, a z Rumunami to nigdy nic nie wiadomo". Oczywiście tego typu słowa nie sprawdziły się nawet w jednym procencie. Zapewne większość Polaków ze słowem Rumun kojarzy Cyganów, których wcale nie ma tam aż tak wielu. Podróżując rowerem właśnie, ma się duże szanse, by poznać prawdziwą lokalną kulturę czy kuchnię. Gdy ludzie widzą Twój wysiłek jaki wkładasz w to co robisz, całkiem inaczej patrzą na Ciebie i tak jak nas, częstują różnymi specjałami. Dla mnie nowym przeżyciem kulinarnym była zupa z króliczym mięsem, albo miód jedzony prosto z plastra. Zasmakowałem tych specjałów w Bośni i Hercegowinie. I tutaj mocny akcent historyczny na wyprawie. Ugościła nas serbska rodzina, która raz do roku na 3 dni spotyka się w swoich dawnych rodzinnych stronach. Niestety stosunkowo niedawna wojna ich rozdzieliła i teraz mieszkają w całej Europie.
Serbska rodzinka © Karmelito
Miny miny wszędzie miny © Karmelito
Gołym okiem widać skutki tej batalii. Budynki podziurawione przez pociski, ostrzeżenia o polach minowych, całe opuszczone wsie. Przykry widok. Ale wojna nigdy nie jest radosna. Jak widać, podróżując poznajemy również historię odwiedzanych krajów. Jadąc na rowerze mamy na to aż nadto czasu. I to jest najpiękniejsze w podróżach rowerowych. W normalnym życiu śpieszymy się wszędzie, zegarek towarzyszy przez cały dzień. Podczas wyjazdu nie wiesz jaki jest dzień tygodnia, która godzina. Za to czujesz, że żyjesz!