Info
Blog prowadzi Karmelito z miasta Kraków. Przejechałem 5165.63 kilometrów Moja prędkość średnia wynosi 18.05 km/h Więcej o mnie.Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2014, Sierpień10 - 2
- 2014, Lipiec5 - 1
- 2014, Kwiecień4 - 4
- 2014, Marzec1 - 2
- 2013, Sierpień11 - 1
- 2013, Lipiec22 - 9
- DST 124.53km
- Czas 06:10
- VAVG 20.19km/h
- Temperatura 35.0°C
- Podjazdy 900m
- Sprzęt Diplomat
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień 10 - Śliwki otaczają mnie
Piątek, 19 lipca 2013 · dodano: 28.08.2013 | Komentarze 0
Rano spokojnie wstaliśmy, dostaliśmy herbatę. Żegnamy się i jedziemy w drogę. Już kilkaset metrów dalej pierwszy przystanek - apteka. Tomek musi się zaopatrzyć w nowe opakowanie leków na ból brzucha. Wydaje się, że domowa wiśnióweczka z poprzedniego dnia pomogła, tak jak mówili gospodarze. W najbliższym mieście, Carte de Agres, robimy większe zakupy w Kauflandzie. Tam trafiliśmy na jakiegoś przewrażliwionego pracownika. Gdy przejechaliśmy 2m po trawniku zaraz do Nas podszedł i mówił że tak nie można, a gdy chcieliśmy oprzeć rower o ścianę sklepu, kazał nam postawić roweru w stojaku! Przecież tak można koło zniszczyć. Ale nic do niego nie docierało, w końcu stawiamy rowery na parkingu i idziemy zrobić zakupy. Za miastem trafiamy na podjazdy. Niestety w najcieplejszej części dnia. Ale do upałów musimy się przyzwyczaić. Będzie tylko gorzej. Cały dzień jedziemy mocno bocznymi drogami. Chwilami mieliśmy duże wątpliwości gdzie skręcić, ponieważ skala mapy 1:400 000 nie jest zbyt przyjazna. Po pewnym czasie docieramy do dużej zapory na rzece Olt. Po południu zaczyna sie robić przyjemnie. Chmurki pojawiają się na niebie i zasłaniają palące słońce. W okolicznych wioskach panuje cudowny klimat. Akurat trwają zbiory śliwek, więc w powietrzu aż unosi się zapach owocowy. Coś cudownego, oczywiście co chwilę się zatrzymujemy i podjadamy nieco(nieco to chyba mało powiedziane) śliwek z przydrożnych drzew. Jest ich cała masa i są tak bardzo obciążone, chyba na granicy połamania. Gdzie się nie spojrzy to śliwki. Ale to bardzo dobrze, bo jest czym się zapchać. Ahhh ten zapach wyzwolił we mnie taką energię w nogach. Mimo przejechanych już prawie 100km zacząłem pędzić jak sprinter. Jak wszystko co dobre, ten dzień też się powoli kończy. No i staje sie rzecz niesłychana. Pierwszy dom w którym się zapytaliśmy, dostajemy nocleg, w garażu na materacu. Ale w tym jeszcze nic nadzwyczajnego nie ma. Okazuje się, że 2 lata wcześniej kolega Tomka spał w tym samym miejscu, nawet na tym materacu co my. Jaki świat potrafi być mały. Od Naszego gospodarza dostajemy sporo mięsa, chleb, pomidory, ogórki, popcorn i pepsi. Jeśli tak również będzie wyglądała dalsza część podróży jak w Rumunii to zamiast schudnąć to jeszcze przytyjemy!Nasza gospodynii© Karmelito
Mały kotek spotkany na przerwie© Karmelito
Jaki dumny idzie! A to ci kogut© Karmelito
Zalew Topolog na rzece Olt© Karmelito
Śliwki towarzyszą Nam przez całą drogę© Karmelito
Zdjęcie z serii studnie ratujące życie. Cudowna zimna woda!© Karmelito
Przeprać ubrania czasem też się przyda, przecież trzeba wyrwać jakieś laski ;)© Karmelito
Smaczna kolacja© Karmelito
Nasz garaż© Karmelito
Kategoria Bałkany 2013